Witamy w Szeryfoo!
Opinie
Wierzyca 30.03 – 01.04.2013
3 kwietnia, 2013I już po spływie, ciężko ale było warto się pomęczyć, rzeka naprawdę piękna (bynajmniej mi się bardzo podoba) nastawiliśmy się na spokojne płynięcie bez większych przeszkód ale niestety rzeczywistość była inna, szybki nurt, dużo zwałek i problemy z przenoskami przy elektrowniach (z pewnością trochę okres w którym płynęliśmy – święta Wielkanocne – nam nie sprzyjał, pracownicy elektrowni mieli wolne i musieliśmy obchodzić ogrodzenia i tereny należące do elektrowni), najgorsza była w Starogardzie Gdańskim ale od początku : rozpoczęliśmy w miejscowości Stawiska tuż za jazem 30.03.2013 o godz. 7.30 , po dopłynięciu do elektrowni w Nowej Kiszewie przyszedł Pan i nas op…dzielił, że wysiada się na lewym brzegu a nie tu, na pytanie czy możemy tylko przenieść kajaki odpowiedział „ Kto to pływa o tej porze ?” ale się zgodził, jeszcze przechodząca drogą Pani skomentowała czy nas nie pogięło, uśmiechaliśmy się grzecznie i dalej na wodę, płynąc dalej podziwialiśmy piękne zimowe widoki, pokonując kolejne zwalone drzewa, krzaki i przenoski Dotarliśmy do pola biwakowego w miejscowości Czysta Woda ale otwarta przestrzeń, brak dostępu do opału – postanowiliśmy płynąć troszkę dalej szukając dogodnego miejsca, po ok. 1 km przy ambonie na lewym brzegu znaleźliśmy schronienie wśród młodych sosen – rozbiliśmy obozowisko coś po 18, po przepłynięciu ok. 48 km. Rano pobudka o 5.30 w miejscu ogniska po ,rozgarnięciu popiołu rozpaliłem ogień od wczorajszego żaru, śniadanie pakowanie i po 7 byliśmy na wodzie. Dopłynęliśmy do elektrowni w Czarnocińskie Piece i znów teren zamknięty , ogrodzony , szybki rekonesans i przeciskamy się pomiędzy stroma skarpą a ogrodzeniem, docieramy do zabudowań i tu wychodzi do nas sympatyczny Pan i się dziwi czemu się tak męczymy – „na bramie jest łańcuch ale chyba jest otwarta”, podchodzimy – faktycznie i w śmiech, zresztą mówi dalej „co prawda mam wolne, mieszkam tu obok, tam przy furtce jest taki przycisk i jak zadzwonicie to dzwonek dzwoni mi w domu”, bez problemu przepuszcza kajakarzy przez teren elektrowni, nabraliśmy wody pitnej w bańki i dalej na wodę, w dalszym ciągu zwałki, szybki nurt, po czasie rzeka się uspokaja i widać że zaczynamy zbliżać się do kolejnej elektrowni bo rzeka zamienia się w większe rozlewisko, nagle zaczyna się robić przed nami jakoś tak dziwnie wszędzie biało, płyniemy dalej – no tak lód , rzeka cała skuta, widzimy, że skręca w lewo – więc decyzja – musimy dobić do brzegu, wyjść na górę i zobaczyć dokąd sięga lód, którędy i w jakim kierunku przeciągnąć kajaki, dobiliśmy z lewej strony, pokonaliśmy kilkaset metrów w górę i co – rzeka faktycznie skręca w lewo ale potem omija cypel i kręci ostro w prawo a co najgorsze na całości jest zamarznięta, więc w kajaki na druga stronę przebijamy się przez 30 m lodu do brzegu, przeciągamy kajaki po lodzie przy brzegu, znów w górę na nasyp z torowiskiem kolejowym i ujrzeliśmy upragniony widok płynącej rzeki, jeszcze przeciągamy kajaki drogą między torami a lasem i wodowanie pod wiaduktem. Dopływamy do Starogardu Gdańskiego, zostajemy obrzucani śnieżkami przez niesfornych młodzieńców (jeden nawet rzucił się za nami w pościg) na szczęście chłopaki mieli problemy z kalibracją celownika i nas nie trafili, dalej dopływamy do jazu – ale jak tu wyciągnąć zapakowane kajaki – wysokie betonowe nabrzeże i barierki, dalej chodnikiem i przez ruchliwą drogę – nie ma szans, decyzja płyniemy odnogą kanałem w prawo – zobaczymy co będzie, dopływamy do elektrowni a tu podobnie żadnego normalnego miejsca aby wydostać kajaki z rzeki – droga chociaż mniej ruchliwa i drabinka jest by wyjść na brzeg, decyzja tu się przebijamy dalej, sznurkami przywiązujemy po kolei kajaki i w czwórkę wyciągamy, po zwodowaniu tuż za mostem i przepłynięciu ok. 200 m napotykamy na ok.50 cm próg – no co płyniemy pierwsi (my mamy kajak polietylenowy a chłopaki z drugiej łódki laminat) i zobaczymy co będzie – spoko dało się bez strat, wypływając ze Starogardu „rozkoszujemy” się wszechobecnym i trudno określonym zapachem oraz widokiem różnego rodzaju odpadów – szybko wiosłujemy aby dalej stąd spływać. Dopływamy do elektrowni w Kolinczu, znów nikogo w elektrowni nie ma, rekonesans – prawą strona łatwo ale niżej zamarznięte starorzecze z lewej zamknięte ogrodzenie, miejscowy tłumaczy, że lewą strona mamy iść drogą i dojdziemy do rzeki – fakt kilkaset metrów, w tym miejscu opuszcza nas mój kompan z kajaka, wraca do domu na święto z rodziną a ja płynę dalej sam. Płynąc dalej rozglądamy się za miejscem na nocleg – może przy następnej elektrowni w Klonówce. Płynąc sam odskoczyłem kawałek do przodu – jakoś samemu łatwiej udawało mi się pokonywać kolejne przeszkody, nagle z tyłu słyszę głośne krzyki – nie wróżyło to niczego dobrego, pod prąd nie było szans upłynąć wiec dobijam do brzegu, wiosło w garść i biegnę przed siebie w poszukiwaniu kompanów, wyszukujemy się okrzykami, zastaje ich w wodzie próbujących wyciągnąć kajak z wody (przypadkowa wywrotka – zaczepili gałęzią o worek przymocowany na rufie a nurt był w tym miejscu naprawdę szybki). Nie ma na co czekać rozbijamy biwak, rozpalam ognisko aby chłopaki szybko się ogrzali – na szczęście w tym miejscu była zwalona potężna sosna na nasz brzeg więc opału było pod dostatkiem. To był najcięższy dzień z całej wyprawy, pokonaliśmy prawie 47 km w ok. 9 godzin. Następnego poranka niestety nie mogłem wykorzystać pozostałości ogniska z poprzedniego dnia – spadło za dużo śniegu ale udało się rozpalić nowe, pakujemy się i przed 8 znów byliśmy na wodzie. Pierwszy odcinek do Pelplina 20 km zrobiliśmy w 4 godziny – chłopakom spadło morale, zwątpili, że uda się nam dopłynąć do Gniewu, mówię im „spoko nie ma ciśnienia płyńmy ile się da i zobaczymy jak będzie”, ja tez przecież płynąłem sam w dwójce a do pokonania tego dnia mieliśmy 50 km i nie wiedziałem czy podołam. Następne 10 km pokonaliśmy w nieco ponad 1 godzinę, pojawiła się nadzieja – może jednak się uda – jeżeli nie będzie trudnych przeszkód, pokonaliśmy ostatnią już chyba morderczą przenoskę przy elektrowni w Stockim Młynie i na wodę, dalej było już dobrze, tępo ok., pogoda w miarę. O 17 wpływaliśmy na Wisłę – wyglądała jak morze, nieźle wiało, fala była naprawdę jak na morzu – jak nas trochę pobujało szybko dobiliśmy do brzegu – odechciało nam się w tych warunkach po Wiśle pływać. Podsumowując spływ się udał, cel został osiągnięty, rzeka okazała się wymagająca nie taka łatwa z szybkim nurtem i przeszkodami a przenoski były załamujące, za to widoki, przyroda, zwierzęta (w wodzie na lądzie i powietrzu) wynagradzały trud i wysiłek (oprócz wspomnianego Starogardu) , widzieliśmy na przykład pływającego lisa (żywego), stado (tak ze 20 sztuk) jeleni biegnących po stromym zalesionym zboczu, sowę, wydrę, dzika (na szczęście nie w pobliżu obozowiska) i wiele, wiele innych a co pocieszające są już bociany i to czarne też, więc wiosna panowie nadchodzi wielkimi krokami. Jakby ktoś szukał fajnej rzeczki na spływ jedno lub kilkudniowy z czystym sumieniem śmiało polecam rzekę Wierzyce.
W spływie udział wzięli :
Kajak Komfort II (laminat)
Seweryn (Sewer) Lipiński
Adrian (Adi) Lipiński
Kajak DAG Biwok (polietylen)
Daniel Ebertowski
Darek (szeryfoo) Ebertowski
Link do kilku fotek Wierzyca 30.03 – 01.04.2013